12 marca 2020 Grzegorz I Wielki sługa sług
Obraz Cesarego Aretusi przedstawia widzenie Grzegorza Wielkiego, jakiego miał doznać podczas procesji pokutnej w czasie wielkiej zarazy. Ofiary epidemii widać w głębi obrazu. Papież miał wówczas ujrzeć nad mauzoleum Hadriana anioła chowającego miecz (u góry obrazu), co zostało odczytane jako znak wysłuchania modlitw.
Grzegorz I wiedział, że bez Chrystusa nic nie zdziała. Dlatego zdziałał tak wiele.
Na długo zapamiętano w Rzymie rok 590. Początkiem nieszczęść była wielka powódź. Tyber zalał wiele domostw. Jeszcze wody dobrze nie opadły, gdy rozszalała się epidemia dżumy, bodaj największa od założenia miasta. „Czarna śmierć” kosiła małych i wielkich tysiącami, Bez różnicy zaglądała do domów biedoty i do pałaców. Wśród jej ofiar był także papież Pelagiusz II. Na jego następcę wybrano Grzegorza, dawnego namiestnika Rzymu.
Gdy obwołano go papieżem, wzbraniał się. Cóż jednak miał robić – zrozumiał, że przez ten wybór swoją wolę objawia mu Bóg. „Niegodny i słaby przejąłem stary i mocno skołatany falami okręt, w który ze wszystkich stron wdzierają się fale” – napisał potem. Ten „okręt” to Kościół, a „fale”, to rozmaite katastrofy, które obficie nawiedzały Italię w rodzącym się średniowieczu. Po dawnym imperium przewalały się barbarzyńskie ludy, pogłębiała się bieda, wygłodzoną ludność dziesiątkowały wojny. A teraz jeszcze ta straszliwa zaraza. Grzegorz I zaczął od tego, co najpilniejsze. W całym mieście zarządził modlitwy o ustanie epidemii.
Wyznaczył siedem kościołów, w których mieli modlić się ludzie różnych stanów. W oznaczonym czasie ze wszystkich tych świątyń wyruszyły procesje pokutne, kierując się do bazyliki Santa Maria Maggiore. Tam nowy papież wygłosił kazanie, przypominając słuchaczom, jak ważna jest modlitwa i pokuta. Wtedy to, jak głosi tradycja, Grzegorz miał ujrzeć nad ogromnym mauzoleum Hadriana (dziś znanym jako Zamek Anioła) postać anioła, chowającego do pochwy skrwawiony miecz. Powszechnie odebrano ten znak jako zapowiedź końca zarazy. Dżuma rzeczywiście ustała, a ludzie zrozumieli, że nowy następca św. Piotra jest Bożym człowiekiem. On sam z kolei nie chciał być władcą. Sam siebie nazwał sługą sług Bożych. Odtąd tymi słowami (po łacinie Servus Servorum Dei) będą się podpisywać wszyscy kolejni papieże.
źródło:https://www.gosc.pl/doc/957293.Grzegorz-I-Wielki-sluga-slug